
Szoty w podróży
30 października, 2025
To był kolejny dzień naszego wyjazdu z seniorami. Rozpoczęliśmy go od pysznego cappuccino w Baita Resch – niewielkiej restauracji w miejscowości Pocol, położonej tuż obok Cortina d’Ampezzo.
To jedno z tych miejsc, gdzie kawa smakuje lepiej niż gdziekolwiek indziej. Ciekawe dlaczego? Może dlatego, że robiąc każdy kolejny łyk – zerkasz na niesamowity wprost widok, który Cię otacza? Posiedzieliśmy chwilę na tarasie i ruszyliśmy na pierwszy, krótki spacer, żeby rozprostować kości.
Tata, jak to tata – od razu wypatrzył kilka grzybów w przydrożnym lesie (grzybiarskie oko nie zawodzi nawet w górach). My natomiast podziwialiśmy okolicę.
To miał być tylko krótki spacer, a zafascynowani widokami spędziliśmy tu prawie godzinę. Teoretycznie – pośrodku niczego, a praktycznie – patrzcie sami.
Kolejnym punktem naszej trasy była kolejka Funivia Lagazuoi. Wjazd nią to prawdziwa przygoda – kilka minut i jesteś niemal 2800 m n.p.m., pośród surowych, skalnych szczytów. Mama Andrzeja postanowiła zostać na dole, więc podzieliliśmy się na dwa zespoły: ja z rodzicami ruszyłam w górę, a Andrzej został z mamą. Gdy wagonik oderwał się od ziemi i zaczął wspinać po niemal pionowej ścianie, wszyscy zamilkliśmy – widoki dosłownie zapierały dech w piersiach.
Natomiast to co czekało na nas na górze to już był prawdziwy obłęd. Chmury przesuwały się między skałami niczym dym, co chwilę odsłaniając inne fragmenty panoramy. Z jednej strony widać było Cortinę, z drugiej – dzikie szczyty masywu Lagazuoi i Conturines. Światło zmieniało się z minuty na minutę – raz wszystko tonęło w mlecznej mgle, by po chwili eksplodować błękitem i słońcem. Można było patrzeć bez końca!
Z górnej stacji kolejki, zaledwie kilka kroków od wyjścia, znajduje się Rifugio Lagazuoi – najwyżej położone schronisko w Dolomitach. Stoi niemal na krawędzi skały i oferuje jeden z najpiękniejszych tarasów widokowych w całych Alpach. To idealne miejsce, by napić się kawy i po prostu patrzeć – na morze szczytów, które rozciąga się we wszystkie strony.
Od schroniska odchodzą liczne szlaki, w tym fragment legendarnego Alta Via Dolomiti 1, prowadzący w stronę Rifugio Cinque Torri. Na stronach internetowych przeczytać można, że to jedna z najpiękniejszych tras w okolicy – około 11 km marszu z nieustannie zmieniającą się panoramą. Może kiedyś jeszcze ją sprawdzimy.
Dla tych, którzy wolą krótszą opcję, dobrym wyborem jest zejście pieszo do Passo Falzarego – zajmuje około dwóch godzin i pozwala jeszcze raz spojrzeć na monumentalne ściany Lagazuoi z innej perspektywy. Trasa ponoć jest kamienista i momentami stroma, ale w suchy dzień to bardzo przyjemny wariant.
My jednak wybraliśmy spokojniejsze tempo – zrobiliśmy spacer wokół górnej stacji kolejki i zjechaliśmy wagonikiem w dół gdzie przy małej kapliczce czekali na nas Andrzej z mamą.
Po zjechaniu z Lagazuoi pojechaliśmy jeszcze kawałek dalej, na Przełęcz Valparola (Passo Valparola). To miejsce, gdzie surowe skały spotykają się z miękkimi liniami dolin, a krajobraz nabiera niemal filmowego charakteru. Tu zrobiliśmy krótki spacer do Lago di Valparola – niewielkiego, spokojnego jeziora położonego tuż pod przełęczą i zaczęliśmy powoli wracać w stronę Borca di Cadore.
Wracając, zatrzymaliśmy się jeszcze przy Lago Limides Parking, gdzie dosłownie utonęliśmy w morzu modrzewi. Złoto, pomarańcz i miedź otaczały nas z każdej strony – jakby cały las postanowił pożegnać się z nami ostatnim, najpiękniejszym gestem.
Tego dnia ruszyliśmy z Borca di Cadore, gdzie mieliśmy naszą bazę, i obraliśmy kierunek na Cortinę d’Ampezzo – serce Dolomitów. Stamtąd wspięliśmy się malowniczą drogą w stronę Pocol, gdzie przy filiżance cappuccino rozpoczęliśmy dzień.
Kolejnym przystankiem była kolejka Funivia Lagazuoi, z której wjechaliśmy wysoko ponad doliny, aż pod samo niebo. Po zjechaniu zatrzymaliśmy się jeszcze na Przełęczy Valparola (Passo Valparola), by zajrzeć nad spokojne Lago di Valparola, a w drodze powrotnej – przy Lago Limides Parking, gdzie góry płonęły złotem modrzewi.
Cała trasa tworzyła piękną pętlę, pełną widokowych zakrętów, dolin i przełęczy. Łącznie przejechaliśmy około 80 kilometrów – idealny dystans na całodzienną, spokojną wycieczkę po jednym z najpiękniejszych fragmentów Dolomitów.